Orum ostatecznie dopił piwo baraniną, rzucił obgryzione kości pod stół, i po chwili tylko było słychać chrupnięcia.

  • Natanael

Orum ostatecznie dopił piwo baraniną, rzucił obgryzione kości pod stół, i po chwili tylko było słychać chrupnięcia.

21 May 2022 by Natanael

- Potem znaleźli się wrogowie na skalę światową. Że niby ludzie nie szanują jej przepięknej doliny, i elfy jakoś podejrzanie uszami strzygą, a gnomy – szpiedzy Wolmenni! Troli wszystkich powypędzała jeszcze zeszłego razu... no, pamiętasz, kiedy dzieci jej odegrały... - Pamiętam, pamiętam. Przejdź do setna sprawy. - Bądź łaskaw. -- Gnom smutnie zajrzał w pusty kubek i podsunął do siebie miskę z kapuśniakiem. - A tu na dodatek znalazł się nowy doradca. Jakiś emigrant, nikt w Arlissie go nie zna. Czy to on ją podpuszcza, czy to prosto taki głupiec, że źle doradza - ghyr go wie. Teraz do Arlissu, prócz wampirów, nikogo nie wpuszczają. Mieszane rodziny zwiały do Dogewy i Leska. - Duch leśny wie co! - Rolar rozdrażniony, z hukiem postawił kufel na stół, kapuśniak zapluskał w talerzach. -- Ona w ogóle rozumie, co robi? Rozumiem, jeszcze ludzie, zdecydowała się na konflikt z innymi rasami? - Dziękuję - jadowicie powiedziałam. – Bardzo tolerancyjne. - Myślę w stosunku do ekonomii - odpowiedział wampir. – Z dwudziestu przyjeżdżających do Arlissa handlowców dziesięć to elfy i driady, sześć - gnomy, trzy - wampiry z innych dolin, i tylko jeden - człowiek. Jedna sprawa stracić jednego kupca z dwadziestu, a zupełnie inna - dziewiętnaście! - Patrzcie no, jak orientujemy się w międzynarodowych targach - zjadliwie przeciągnęła Orsana. -- Czemu nie poszedłeś do Władczyni pracować jako doradca? Rolar i Orum dziwnie na nią popatrzyli, lecz nic nie powiedzieli. - To wszystko? - zapytał wampir gnoma. - Nie, nie wszystko. Co więcej, jak Władczyni dach zabrali, tak i u pozostałych czegoś w domu brakuje!* Widziałem w ostatnich dniach naszego wspólnego znajomego,, Kobbiera. Najpierw udawał, że mnie nie zna, a potem... potem... brak słów! No nie, ty zrozumiesz, co za nikczemnik? On... on... nie postawił swojemu staremu przyjacielowi nawet kubeczka piwa! - Orum za¬chłysnął się od oburzenia. Nie wiedząc o co chodzi, po tragicznym grymasie i histerii w jego głosie można było przypuścić, że niefortunny Kobbier wykończył gorąco ukochaną matulę gnoma. - Nie przeżywaj, Orum, naprawię tę tragiczną zbrodnię. - obiecał Rolar, dźwięcznie mlasnąwszy palcami nad głową. Podskoczywszy do stołu chłopak zręcznie strząsnął z tacy dwa kufle piwa, tak, że obie kiwały się jak bańki wstańki na stóle, a czapki żółtawej piany popełzły wzwyż z zagrażającą prędkością. Orsana z leniwym zainteresowaniem badała przyniesiony kotlet, wyciągając z niego łachmany nieokreślonego pochodzenia. - Teraz pojmuję, dlaczego kotlet nazywa się „Syty”. - w zamyśleniu powiedziała. – Jeden dwa kęsy - i pojmujesz, że nie jesteś już tak głodny… - Wczoraj w stajni zdechło chore źrebię - mrugnął porozumiewawczo gnom, ze świstem wciągając piwną pianę. – chciałem zaciągnąć go na mogiły, lecz ktoś mnie wyprzedził... Orsana szybko postawiła talerz na podłogę. Wilk skoczył i jednym ruchem języka porwał kotlet razem z resztkami dodatków. Przechodząca obok służąca nachyliła się nad pustym talerzem. Niewzruszona dziewczyna postawiła talerz razem z innymi naczyniami, co wzbudziło we mnie pewne podejrzenia. Mam nadzieję, że oni chociaż je płuczą?! - Oj, jaka psina! - tymczasem zasepleniła służka, kucając obok wilka. -- A można ją pogłaskać? - Można... - zmęczona pozwoliłam, odchylając się na oparcie krzesła. -- Tylko to nie psina, a wilk, i obcych nie kocha. Dziewczyna podskoczyła jak oparzona i odsunęła rękę. Wilk leniwie odprowadził ją zmrużonym wzrokiem i znów opuścił mordę na przednie łapy. - A ty teraz jedziesz do Arlissa? - niewyraźnie zainteresował się gnom, żując umoczony w czosnkowym sosie chleb. -- Nie radzę... Zwłaszcza z nimi... Rolar kiwnął na wilka: - U nas nie ma wyboru. - A... jasne. No to sukcesu życzę. Daj choć kosmyk włosów na pamiątkę, w urnie jeszcze jest miejsce! - Żarty się u ciebie... - skrzywił się Rolar i wyjaśnił dziwiącemu się audytorium: - Gnomy spalają swoich nieboszczyków i przechowują cząstki ich prochów w głównej pogrzebowej urnie. Po spaleniu wszyscy przyjaciele i krewni biorą po jednej szczypcie popiołu na pamiątkę. Najstraszniejszą obrazą u gnomów jest nasikanie w urnę. - Dlatego urny należy chować, i możliwie najszybciej jak się da - podchwycił gnom. – Właściwie, właśnie tak straciłem dwie poprzednie... Parsknęliśmy ze śmiechu. - Orum, chcę cię o coś zapytać. -- Rolar odstawił pusty kubek i wprost popatrzył na gnoma. -- Nie wiesz, kto i gdzie sprzedaje młode konie, gniade, rasy belorskiej i ryżej? Interesują mnie partie liczące więcej niż dziesięć sztuk. Odpowiedź nas oszołomiła. W ciągu ostatnich trzech miesięcy sto pięćdziesiąt doborowych ogierów z Kurakowskiej stajni zostały sprzedane... do Arlissa. - Co za bzdura?! – krzyknął Rolar. -- Po co nam konie? Kjaardy są o wiele mocniejsze, szybsze i mądrzejsze! Ja bym nie zaczęła twierdzić tak kategorycznie. Możliwe, Smółka i była mądrzejsza od zwyczajnego konia, lecz wykorzystywała swój rozum rzadko i zawsze głupio. - Niestety, na kjaardy napadła zaraza morowa - z bólem rozłożył ręce gnom. -- Barysznik, który przyjeżdżał po konie, skarżył się, że nie nadążają z ich zakopywaniem. Nasze źrebaki okazały się bardziej odporne... - A kobyły też zdychają? - zapytałam zaniepokojona. - Nie wiem, ale biorą od nas jedynie ogiery. Zapłacili za pięćset sztuk od razu, przebili oferty naszych klientów i teraz konie idą tylko do Arlissa. Zaniepokojeni, wymieniliśmy spojrzenia. - Myślicie, że to związane z... - Ja nie zaczęłam dokańczać, przyjaciele i tak doskonale mnie zrozumieli. - Nie może być - stanowczo oświadczył Rolar. - przypadek! Oni mogli kupić konie wcześniej, trzy miesiące temu lub w ogóle nie w Kuriakach. - A są jasno gniade i ciemne? - uściślił gnom. - Mogą być nawet zwykłe, rude. - Nasze koniki - uśmiechnął się Orum. - jako jedyny prowadzimy czystą linię. Kuriakowskich koni i znakować nie trzeba, każdy znawca od razu je rozpozna. - Ja nie jestem znawcą. - Opędził się niedbale wampir. – a taka maść jest bardzo popularna, pewnie u większość wieśniaków są takie koniki. - Ty co?! - oburzył się gnom. - Porównujesz wiejskie szkapy z naszymi skoczkami! Widziałeś, jak oni biegają? Jak szyję dumnie wyginają? Jak głowę prosto trzymają? Dumniej od innych królów. - I jabłka śliczne robią - ponuro potaknął Rolar*. Gnom zasępił się i zajął trzecim kubkiem - Orsany. Najemniczka nawet go nie dotknęła, więc żadnych sprzeciwów teraz nie było. - W każdym razie, w Arlissie musimy mieć uszy i oczy szeroko otwarte. - stwierdziła najemniczka, w roztargnieniu szczypiąc kromkę chleba. -- Nie łożniaki, tak rusałki z wampirami – wygnańcami. Lesz wie, co jeszcze. Rolar ścisnął zęby, krew nabrzmiała mu w skroniach, lecz zmilczał. Kamień spadł mi z serca - chleb jedli wszyscy, i od kupionego w Brasie żuczkojada nikomu nic się nie stało. Smółce, oczywiście, dowierzałam, lecz leszy wie co mnie czeka? Rolara i Orsanę ona widziała każdy dzień, lecz od rana jakoś to dziwny na nich krzywiła się i starała się trzymać nieopodal mnie. Oczywiście, pewnie nie podobał jej się koci zapach, który odczuwałam nawet ja. Prawdopodobnie, w nocy koty dokonały podłej dywersji i zaznaczyły moim przyjaciołom buty z cholewami, przy czym tak sumiennie i obficie, że napomykać im o tym było wielce nietaktowne. Dzieci i bez tego były w złym nastroju. - Z rusałkami jest problem. - pochmurnie dodał gnom, starając się nie patrzeć na załamanego Rolara, - pozrywali z trakenami wszystkie mosty, wpław i w bród przepłynąć nie dają, topią bez gadania. Wzdłuż rzek tam narobili, nawtykali desek z napisami, o jakichkolwiek rokowaniach słyszeć nie chcą. Leszy wie, co ich naszło. Wampir w gniewie stuknął w stół pięścią, zrobiwszy długą szczelinę wzdłuż deski: - Jakiego ghyra?! Gdzie patrzy ten przeklęty Danawiel? - Ja jego dawno nie widziałem. Nikt nie widział. Ty wiesz, że on i bez tego niechętnie gadał z lądowymi, wszyscy się dziwili, jak udawało ci się z nimi żyć w zgodzie. Niepotrzebnie odjechałeś, Rolar. Ty jedyny, kogo ona choć czasem słuchała. Na tobie trzymało się wszystko... - Dosyć - wampir raptownie wstał, nieomal wywróciwszy krzesło. -- Jedziemy do Arlissa. Natychmiast! Sądzę, że nawet gdyby nam przyszło do głowy zacząć się sprzeciwiać, on nie nawet nie spojrzałby w naszą stronę. *Kar′ka – imię domokrążcy, najpewniej zaczerpnięty z języka gnomów, choć bardzo podobne do alladara wampirów.

Posted in: Bez kategorii Tagged: oryginalne klapki kubota, blizna popek, ewa drzyzga gdzie mieszka,

Najczęściej czytane:

- Pocałuj mnie! - poprosiła.

- Skoro nalegasz... Bez namysłu odwzajemniła pocałunek, ale jej głowa pozostała chłodna. Poza jego plecami odnalazła klamkę i położyła na niej dłoń, gotowa w każdej chwili wepchnąć go do środka. Wyobrażał sobie, jak bardzo musiała być przestraszona, więc całował ją delikatnie i tulił do siebie. Potem ujął jej twarz w dłonie i szeptał kojące słowa. Nagle rozbłysły wszystkie światła. To, co stało się potem, miał zapamiętać do końca życia. Wydarzenia potoczyły się tak szybko, że nie zdążył się przestraszyć. Najpierw poczuł się zaskoczony, potem przyszło gorzkie rozczarowanie. ... [Read more...]

z nią obeszli! Gdy ...

Rushford znów nachylił się nad nią, najwyraźniej chcąc ją pocałować, uderzyła go w pachwinę. Zachwiał się, jęknął donośnie i puścił ją. Odepchnęła napastnika, a gdy kolejny, ... [Read more...]

sam na sam z tą harpią, to niewłaściwie ją ocenił!

- Abby? Jakie pospolite imię! - Eva znów zaniosła się śmiechem. Zabrzmiał on jednak zgrzytliwie. - A zatem masz kochankę, tak jak przypuszczałam. Mój drogi, przede mną nic się nie ukryje. Za dobrze cię znam. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 event.warszawa.pl

WordPress Theme by ThemeTaste