przemawiała do
niego czule. - Nic złego ci się nie stanie. Możesz położyć się wygodnie i zasnąć. Chłopczyk zrobił przestraszoną minę. - Nie chcę spać. Zostań ze mną, dobrze? - Dobrze, skarbie - szepnęła, a po chwili dodała: -Chodź, pójdziemy na dół do kuchni, napijemy się mleka. Nie będziemy budzić Jeremiaha. Benjamin zręcznie wyswobodził się ze splątanej kołdry i sennie ruszył do drzwi. Amy podążyła za nim. Zerknęła jeszcze na śpiącego Jeremiaha i cichutko zamknęła pokój. Gdy już znaleźli się w kuchni, nalała mleka do dwóch szklanek. Postawiła je na stole. Jedną przed chłopcem, drugą dla siebie. Usiadła obok Benjamina. - Skąd biorą się takie złe sny? - zapytał malec. Jeszcze się nie otrząsnął. Amy uśmiechnęła się łagodnie. - Takie sny to... to coś w rodzaju opowieści. Powstają w twoim umyśle. - Ja ich nie lubię. Teraz śniło mi się, że goni mnie wielki pies. Ślina ciekła mu z pyska. Pokazywał mi zęby. Wielkie zęby. I bardzo ostre. - Malec podniósł szklankę do ust i upił spory łyk mleka. - Wczoraj spotkaliśmy w parku psy - przypomniała mu Amy. - Przestraszyłeś się ich? Benjamin uniósł główkę. Miał białe wąsy od mleka. - Nie. - Otarł rączką górną wargę. - To były małe pieski, szczeniaczki. Biegały za piłką. Fajnie się na nie patrzyło. Amy poklepała chłopca po ramieniu. - To pewnie dlatego w twojej głowie powstał obraz psa. Ale mogło być bardzo wiele powodów, że zrobił się z tego niedobry sen. Benjamin poruszył szklanką, niechcący wylewając odrobinę mleka. Nie odrywał oczu od Amy. - Pewnie byłeś bardzo zmęczony, gdy kładłeś się spać -tłumaczyła. - Gdy człowiek jest zdenerwowany albo przybity, też może mieć nocne koszmary. Benjamin zamyślił się. Przez dłuższą chwilę się nie odzywał, wreszcie podniósł głowę, a jego ciemne oczy błyszczały. - Myślałem wczoraj o mamusi - wyznał przez zaciśnięte gardło. Starał się, jak mógł, by się nie rozpłakać. - Tęsknię za mamusią. - Wiem, skarbie. To normalne, że o niej myślisz i za nią tęsknisz. Benjamin pociągnął nosem.