– Mogłabym... spróbować.
Agent pokiwał głową zachęcająco. – Dla chłopca takiego jak Danny nie poleca się książek, gier i filmów, w których pełno jest przemocy. To tylko podsyca złość. – Danny nigdy nie lubił takich filmów. Ale jeśli mam być szczera, nie wiem, co wynajduje w Internecie. – Pani syn ma problemy emocjonalne. Musi pani kontrolować, co czyta i ogląda w Internecie. To może być ważne. Sandy zwiesiła głowę. – Sprawa relacji między chłopcem a ojcem jest bardziej zawiła – ciągnął cicho Quincy. – Zarówno on, jak i Shep potrzebują psychologa rodzinnego, a Danny’emu przydałby się też osobny terapeuta. Może pani syn powinien nawiązać bliższe stosunki z dziadkami, ciotką lub wujkiem. W takim przypadku, jeśli sytuacja w domu pogarsza się, dziecko ma szansę znaleźć pociechę i wsparcie u innych dorosłych. – Nigdy o tym nie pomyślałam – wyznała szczerze Sandy. – Nasza rodzina nie jest zbyt liczna. Rodzice Shepa zmarli kilka lat temu. A moi... wiem, że kochają wnuki, ale nie należą do ludzi najbardziej wylewnych. Tacy już są. – Przerwała. – Myślicie... myślicie, że problemy Danny’ego spowodował mój powrót do pracy? Quincy uśmiechnął się do niej serdecznie. – Nie, pani O’Grady. To, że pani pracuje zawodowo, nie znaczy, że jest pani złą matką. Kobiety, które decydują się zostać w domu, też mają kłopoty z dziećmi. Sandy skinęła głową. Nigdy głośno nie przyznałaby się do tego, ale ulżyło jej. Po chwili wahania zapytała: – Mój syn już wcześniej miał problemy emocjonalne. A teraz, w najlepszym przypadku, był świadkiem trzech brutalnych morderstw. Jak to na niego wpłynie? – Musi wyrzucić wszystko z siebie. Tłamszenie emocji tylko pogorszy sprawę. – Wzrok Quincy’ego prześlizgnął się na Rainie. – A jeśli... jeśli zrobił coś złego? Quincy nie odzywał się przez chwilę. – Będzie potrzebował intensywnej pomocy – powiedział w końcu. – Niewykluczone, że dręczy go poczucie winy i nienawiść do samego siebie. Ktoś musi mu pomóc pogodzić się z tym, co się stało. W przeciwnym razie istnieje niebezpieczeństwo, że po prostu zignoruje wyrzuty sumienia. Zacznie uważać się za bezlitosnego zabójcę i stanie się nim. Rozległo się pukanie. Luke Hayes wetknął głowę do pokoju. Jego wzrok padł na Sandy. – Już czas. – Już? Zerknęła na zegarek. Odczytanie godziny zajęło dłuższą chwilę, bo ręka wciąż jej się trzęsła. Dziewiąta. Pogrzeb Alice i Sally miał się rozpocząć dopiero o pierwszej, ale do udziału w nim szykowało się całe miasto. Ludzie chcieli zająć dobre miejsca. Sandy nie miała wyjścia. Musiała wracać. Tego dnia na jej rodzinę nałożono praktycznie areszt domowy. Władze Bakersville uznały, że widok kogokolwiek z O’Gradych tylko prowokowałby mieszkańców i to bolało chyba bardziej od anonimowych telefonów z pogróżkami, napisów i wszystkich innych szykan. Powoli wstała i wzięła torebkę. Dziś rano miała nadzieję uzyskać parę łatwych odpowiedzi. Ale ostatnio były one prawdziwą rzadkością. Za to pojawiło się więcej pytań. I wątpliwości, które będą ją nękały przez następne długie dni. Tak rozpaczliwie kochała Danny’ego. Można zastanawiać się, czy syn jest mordercą i nadał go kochać? Można opłakiwać Alice Bensen i Sally Walker, a jednocześnie chcieć szczęścia dla własnych dzieci? Nagle poczuła się tak wykończona, że nie wiedziała, jak zdoła zejść po schodach. Odwróciła się do Rainie po raz ostatni. – Wiecie już, kim jest ten mężczyzna? Macie jakieś poszlaki? Rainie jakby się wahała. – Czy Danny wspominał ci kiedyś o kimś, kto posługuje się pseudonimem No Lava? Sandy przyjrzała jej się z zainteresowaniem.